Review by Koko Jr
Sep 13, 2020Gdybym miał uśrednić oceny poszczególnych esejów dałbym 3*, ale kilka (zwłaszcza tytułowy i w ogóle te bliżej końca) jest tak mocnych, że warto przeczytać dla nich. Dodatkowo całokształt robi kolosalne wrażenie na metapoziomie, bo unaocznia jak ślepy i idiotyczny jest rasizm. Oto pisarz, który myślą i elokwencją przewyższa 90-parę procent populacji (mam okrutne i złośliwe przeświadczenie, że 2/3 Polaków zwyczajnie nie umiałoby przeczytać tej książki), ale ze względu na zabarwienie skóry nie zostanie obsłużony w białej restauracji.
Jednocześnie Baldwin podkreśla rzecz - przy okazji rozruchów BLM - ważną a trochę niezrozumiałą czy zapominaną w polskich realiach, że w USA nie da się z dnia na dzień zresetować stosunków rasowych do poziomu naiwnej ślepoty no kolory. W Europie a szczególnie na jej prowincji: w alpejskiej wiosce czy w Polsce, możemy sobie swobodnie zdecydować czy kolor skóry będzie niewinną osobliwością czy sprawą zupełnie nieistotną, bo jest to dla białego prowincjusza temat niedzielny. W Ameryce natomiast nie da się właściwie zrobić kroku bez wpadnięcia w nigdy do końca nie rozliczony temat systemowej zbrodni jaka się dokonała na czarnej społeczności, a człowiek czarnoskóry i stosunek do niego stał się nieusuwalną częścią białej amerykańskiej tożsamości. Po prawie 70 latach od napisania tych esejów nie widać, żeby ta spleciona tożsamość przestała rodzić fatalne owoce i jakoś nie widzę powodów, aby w 100. rocznicę miało być diametralnie lepiej. I żeby to odrobinę bardziej zrozumieć IMO - warto do Baldwina zajrzeć.
Gdybym miał uśrednić oceny poszczególnych esejów dałbym 3*, ale kilka (zwłaszcza tytułowy i w ogóle te bliżej końca) jest tak mocnych, że warto przeczytać dla nich. Dodatkowo całokształt robi kolosalne wrażenie na metapoziomie, bo unaocznia jak ślepy i idiotyczny jest rasizm. Oto pisarz, który myślą i elokwencją przewyższa 90-parę procent populacji (mam okrutne i złośliwe przeświadczenie, że 2/3 Polaków zwyczajnie nie umiałoby przeczytać tej książki), ale ze względu na zabarwienie skóry nie zostanie obsłużony w białej restauracji.
Jednocześnie Baldwin podkreśla rzecz - przy okazji rozruchów BLM - ważną a trochę niezrozumiałą czy zapominaną w polskich realiach, że w USA nie da się z dnia na dzień zresetować stosunków rasowych do poziomu naiwnej ślepoty no kolory. W Europie a szczególnie na jej prowincji: w alpejskiej wiosce czy w Polsce, możemy sobie swobodnie zdecydować czy kolor skóry będzie niewinną osobliwością czy sprawą zupełnie nieistotną, bo jest to dla białego prowincjusza temat niedzielny. W Ameryce natomiast nie da się właściwie zrobić kroku bez wpadnięcia w nigdy do końca nie rozliczony temat systemowej zbrodni jaka się dokonała na czarnej społeczności, a człowiek czarnoskóry i stosunek do niego stał się nieusuwalną częścią białej amerykańskiej tożsamości. Po prawie 70 latach od napisania tych esejów nie widać, żeby ta spleciona tożsamość przestała rodzić fatalne owoce i jakoś nie widzę powodów, aby w 100. rocznicę miało być diametralnie lepiej. I żeby to odrobinę bardziej zrozumieć IMO - warto do Baldwina zajrzeć.